Z Legnicy do Szklarskiej czyli początek czegoś większego
Czwartek, 22 maja 2025
· Komentarze(0)
Po krótkiej przerwie w podróżach, wróciłem na trasę - i to z przytupem. Tym razem postanowiłem ruszyć w kierunku, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie - ku źródłom Nysy Łużyckiej i początkowi słynnego szlaku Odra-Nysa. Ale żeby nie było zbyt łatwo ;) zacząłem nie od trójstyku granic, tylko od górskiego prologu - przez Szklarską Porębę i Góry Izerskie. A pierwszym przystankiem na tej trasie była Legnica.
Dlaczego akurat tam? Po analizie połączeń wyszło, że najbardziej roweroprzyjazną opcją był pociąg Regio z przesiadką na KD w Zielonej Górze. Bez wieszaków, bez tłoku, z niezłym rozkładem. Z Legnicy do Szklarskiej Poręby miałem do pokonania tylko (albo aż) 90 km - co dawało przestrzeń na ciekawą eksplorację.
Wyjazd z samej Legnicy nie należał do najprzyjemniejszych - poza starówką miasto nie rozpieszcza rowerzystów. Udało mi się jednak wydostać możliwie mało ruchliwą drogą. Chmury od początku nie dawały mi spokoju, a radar na Zoom Earth podpowiadał, że będzie padać. I faktycznie - zaczęło mżyć gdzieś za okolicami Złotoryi.
Na szczęście płaska droga przez Nizinę Śląską pozwoliła mi nabijać kilometry w całkiem niezłym tempie. Po 20 km byłem już dobrze rozpędzony, ale wiedziałem, że prawdziwe podjazdy dopiero przede mną. I rzeczywiście - za Ostrzycą zaczęły się schody (czy raczej: serpentyny). Po pierwszym solidnym zjeździe do Wlenia zrobiłem sobie krótką przerwę – schronienie w autobusowej wiatce przyszło jak znalazł, bo mżawka zamieniła się w regularny deszcz.
Dalej były Pilchowice i słynna zapora – monumentalna, kamienna konstrukcja z początku XX wieku, która mimo szarej pogody zrobiła ogromne wrażenie. Chwilę odpocząłem, ale wiedziałem, że największe wyzwania dopiero nadchodzą. Przede mną był jeszcze m.in. kilkukilometrowy podjazd na Zimną Przełęcz.
Początkowo planowałem odbić z przełęczy na Bobrowe Skały i zejść serpentynami do Górzyńca. Jednak wciąż padający deszcz i niepewność co do jakości dróg zmusiły mnie do zmiany planów - postanowiłem zjechać asfaltem do Piechowic i zrobić objazd. I choć kusząco wyglądały możliwości podjazdu ostatniego odcinka pociągiem, to jednak - jak to często u mnie bywa - wygrała ciekawość. Chciałem sprawdzić „co jest za zakrętem” :D
Za zakrętem były jeszcze kolejne metry przewyższenia - i w końcu wypych przez leśny odcinek szlaku rowerowego. To był zdecydowanie fragment, który bardziej pasowałby rowerowi górskiemu (najlepiej elektrycznemu), a nie gravelowi z sakwami.
Do Szklarskiej Poręby Górnej nie udało mi się dotrzeć na planowaną godzinę 19:30 - o 19:50 byłem dopiero w Szklarskiej Dolnej, a do hotelu dotarłem tuż przed 21:00. Na szczęście pizzeria Habanero (chyba jako ostatnia) była otwarta do 23:00, więc zjadłem zasłużoną kolację, udało się jeszcze zrobić zakupy i... zacząłem się zastanawiać, jak przetrwam kolejny dzień - z planowanymi 135 kilometrami przez Góry Izerskie...

https://youtu.be/jMYxJAvKS6U
Dlaczego akurat tam? Po analizie połączeń wyszło, że najbardziej roweroprzyjazną opcją był pociąg Regio z przesiadką na KD w Zielonej Górze. Bez wieszaków, bez tłoku, z niezłym rozkładem. Z Legnicy do Szklarskiej Poręby miałem do pokonania tylko (albo aż) 90 km - co dawało przestrzeń na ciekawą eksplorację.
Wyjazd z samej Legnicy nie należał do najprzyjemniejszych - poza starówką miasto nie rozpieszcza rowerzystów. Udało mi się jednak wydostać możliwie mało ruchliwą drogą. Chmury od początku nie dawały mi spokoju, a radar na Zoom Earth podpowiadał, że będzie padać. I faktycznie - zaczęło mżyć gdzieś za okolicami Złotoryi.
Na szczęście płaska droga przez Nizinę Śląską pozwoliła mi nabijać kilometry w całkiem niezłym tempie. Po 20 km byłem już dobrze rozpędzony, ale wiedziałem, że prawdziwe podjazdy dopiero przede mną. I rzeczywiście - za Ostrzycą zaczęły się schody (czy raczej: serpentyny). Po pierwszym solidnym zjeździe do Wlenia zrobiłem sobie krótką przerwę – schronienie w autobusowej wiatce przyszło jak znalazł, bo mżawka zamieniła się w regularny deszcz.
Dalej były Pilchowice i słynna zapora – monumentalna, kamienna konstrukcja z początku XX wieku, która mimo szarej pogody zrobiła ogromne wrażenie. Chwilę odpocząłem, ale wiedziałem, że największe wyzwania dopiero nadchodzą. Przede mną był jeszcze m.in. kilkukilometrowy podjazd na Zimną Przełęcz.
Początkowo planowałem odbić z przełęczy na Bobrowe Skały i zejść serpentynami do Górzyńca. Jednak wciąż padający deszcz i niepewność co do jakości dróg zmusiły mnie do zmiany planów - postanowiłem zjechać asfaltem do Piechowic i zrobić objazd. I choć kusząco wyglądały możliwości podjazdu ostatniego odcinka pociągiem, to jednak - jak to często u mnie bywa - wygrała ciekawość. Chciałem sprawdzić „co jest za zakrętem” :D
Za zakrętem były jeszcze kolejne metry przewyższenia - i w końcu wypych przez leśny odcinek szlaku rowerowego. To był zdecydowanie fragment, który bardziej pasowałby rowerowi górskiemu (najlepiej elektrycznemu), a nie gravelowi z sakwami.
Do Szklarskiej Poręby Górnej nie udało mi się dotrzeć na planowaną godzinę 19:30 - o 19:50 byłem dopiero w Szklarskiej Dolnej, a do hotelu dotarłem tuż przed 21:00. Na szczęście pizzeria Habanero (chyba jako ostatnia) była otwarta do 23:00, więc zjadłem zasłużoną kolację, udało się jeszcze zrobić zakupy i... zacząłem się zastanawiać, jak przetrwam kolejny dzień - z planowanymi 135 kilometrami przez Góry Izerskie...

https://youtu.be/jMYxJAvKS6U

