Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2024

Dystans całkowity:350.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:23:11
Średnia prędkość:15.10 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:116.67 km i 7h 43m
Więcej statystyk

Lwia Paszcza w Puszczy Bukowej

Sobota, 12 października 2024 · Komentarze(0)
Ostatnio pod Uckeritz, narzekałem na testowanie nowych dróg – kamienie, wyboje, i w ogóle… Sam nie wiem, co mnie podkusiło, ale postanowiłem jednak spróbować, jak to jest jeździć po nierównościach. Choć nie był to mój pierwszy raz, bo już kiedyś miałem okazję popróbować na bardziej wymagających trasach w Tatrach, to jednak żeby pojechać w góry to mam trochę daleko. Zatem naturalnym wyborem pozostają tak zwane Góry Bukowe czyli wzgórza na południe od Szczecina.

Już początek trasy był dla rowerzysty "równinnego" wymagający – zwłaszcza podczas podjazdu na Piekielnik. To nieoczywiste miejsce ma swoją ciekawą historię, bo znajduje się tu pomnik poświęcony Carlowi Ludwikowi Gene, nadleśniczemu i miłośnikowi Puszczy Bukowej. 

Następnie dotarłem do miejsca zwanego Lwią Paszczą, dawniej Gene Quelle, gdzie kiedyś źródełko było obramowane w formie żeliwnego odlewu pyska lwa. Niestety, lew zniknął pod koniec XX wieku, ale dzięki staraniom, został zrekonstruowany i przywrócony na swoje miejsce w tym roku.

Po "wspinaczce" jednym z "grzbietów" Wzgórz Bukowych dotarłem do pól pod Kołowem i dalej do jednego z największych głazów w kniei, znanego jako Serce Puszczy.

Ostatnia część drogi to w większości zjazdy, na szczęście, bo zaczynało się chmurzyć, więc szybki zjazd Drogą Górską, był nie tylko najlepszą nagrodą za cały wysiłek ale też po części koniecznością.



https://youtu.be/aFWB0Q9bjGc


Achterwasser

Poniedziałek, 7 października 2024 · Komentarze(0)
Moja trasa rozpoczęła się na ścieżce rowerowej wzdłuż Sack Kanal, niedaleko między molo w Heringsdorf a Bansin. 
Nie trzeba było pedałować długo, by dotrzeć do punktu widokowego „Sieben Seen Blick”. Znajduje się on nieopodal Bansin, w wiosce Neu Sallenthin. Tablica informacyjna głosiła, że kiedyś z tego miejsca można było zobaczyć siedem jezior. 
Dalsza trasa prowadziła przez pagórkowate tereny. Każdy zjazd był nagrodą po małych, choć niezbyt męczących podjazdach. Minąłem Alt Sallenthin i Benz, aż dotarłem do Neppermin. Tamtejsza wieża widokowa przypominała tę z Sieben Seen Blick, ale tym razem podziwiałem jedynie zatoczkę Achterwasser, która jest częścią cieśniny Piany. Widoki były piękne, choć nie od razu było jasne, że to fragment większego akwenu.
Z Neppermin ruszyłem w stronę Teufelstein. Droga zaczęła się robić coraz bardziej polna, miejscami zaskakująco równa jak na tak dzikie tereny. Choć nie obyło się bez wyzwań – trochę piachu, trochę nierówności – ścieżka była całkiem przejezdna. W końcu trafiłem na małą, piaszczystą plażę u podnóża niewielkiego klifu. Miejsce było ciche i spokojne, z dala od tłumów.
Miałem dylemat – wrócić na główną drogę i szybko dotrzeć do Uckeritz, czy zaryzykować dalszą jazdę wzdłuż wybrzeża? Zdecydowałem się na opcję z pięknymi widokami. Mimo trudniejszej nawierzchni warto było zaryzykować. Widok na Achterwasser, rozciągający się aż po horyzont, jest świetny.
Po kilku kilometrach dojechałem do Uckeritz, gdzie zrobiłem sobie solidną przerwę w tamtejszym imbisie. Byłem już nieco zmęczony, ale ceny jak na strefę euro były przyzwoite. 
W końcu ruszyłem w stronę Bansin, wybierając ścieżkę wzdłuż głównej drogi B111. To była bardziej komfortowa opcja, a po dniu pełnym przygód cieszyłem się z gładkiego asfaltu pod kołami. Dotarłem na dobrze znane skrzyżowanie w Bansin, skąd mogłem wrócić na promenadę i zakończyć swoją wyprawę w spokojnym miejscu przy plaży.



https://youtu.be/f1Y7aW0wTrs

Dookoła Zalewu Szczecińskiego

Piątek, 4 października 2024 · Komentarze(0)
Trasa rowerowa wokół Zalewu Szczecińskiego to jedno z tych przeżyć, które zostają w pamięci na długo. Pierwszy raz przejechałem ją zgodnie z wyznaczonym szlakiem, ale za drugim razem postanowiłem ją nieco wydłużyć, aby przekroczyć magiczne dla mnie 300 km. W końcu zrobiło się z tego prawie 310 km. I to właśnie wtedy w mojej głowie zaczęły pojawiać się pytania: czy naprawdę muszę wstawać tak wcześnie, może warto byłoby to nagrać, a jak ustalić trasę, żeby było szybciej, ale jednocześnie nie stracić zbyt wiele z uroku podróży?
I co z tego wszystkiego wyszło? Chciałbym się z Wami podzielić moją podróżą – od świtu do zmierzchu, wokół Zalewu.
Z prognoz pogodowych wyliczyłem sobie idealne okienko – nie za ciepło, nie za zimno, i najlepiej żeby wiatr wiał w plecy. 1 września wydawał się idealnym dniem na tę wyprawę. O piątej rano, choć ciemno, już wjeżdżałem na Trasę Zamkową. Niestety, wyjechałem z Jasnych Błoni 14 minut później niż planowałem, a to oznaczało, że muszę nieco przyspieszyć, aby nie wracać do domu o północy.
Pierwszy postój miałem w Rurzycy, po przejechaniu 27 km. Zegarek pokazywał, że udało mi się nadrobić około 4 minut, ale to raczej niska temperatura zmuszała mnie do szybszej jazdy niż chęć trzymania się planu. Droga była pusta, więc postanowiłem przyspieszyć, omijając mniej wygodne odcinki.
Do Stepnicy dotarłem trzy minuty przed czasem. Przywitała mnie spokojna tafla Zalewu – idealna sceneria na pierwsze śniadanie. Postanowiłem skorzystać z pustych dróg i oszczędzić siły na później, wybierając asfalt zamiast szutrów. Terenowych odcinków miało być tego dnia wystarczająco dużo.
Po dotarciu do Jarszewka, zacząłem cieszyć się widokami nad Zatoką Skoszewską. To jedno z moich ulubionych miejsc nad Zalewem – kameralne, a jednocześnie robiące wrażenie swoją przestrzenią. Idealne miejsce na krótki piknik i odpoczynek.
W okolicach 80. kilometra żegnałem się z szutrowymi drogami i wjeżdżałem na bardziej pagórkowaty teren wyspy Wolin. Połowa podjazdów całej trasy skupiona była właśnie na 10 kilometrach w Wolińskim Parku Narodowym oraz na Wyspie Uznam. Jednak co podjazd, to i zjazd – więc wciąż kręciłem się wokół poziomu morza.
Setny kilometr przejechałem tuż przed Wapnicą, a czas gonił – chciałem zdążyć na prom w Świnoujściu o 12:00. Międzyzdroje tylko przemknęły mi przed oczami, choć kusiła mnie myśl o dłuższym odpoczynku na plaży. 
Do Świnoujścia dotarłem na czas, a prom o 12:00 pozwolił mi złapać oddech. Jednak z każdą kolejną minutą czułem, że tracę cenny czas. Po dotarciu do Ahlbecku miałem już pół godziny opóźnienia, a prawdziwe wyzwania jeszcze przede mną.
Uznam okazał się być górzystą plątaniną jezior i zatoczek, a każdy podjazd przypominał mi o mojej godzinie w plecy. Zatrzymałem się na krótki odpoczynek przy Bramie Anklamskiej, czekając na moment, kiedy do końca zostanie równa setka kilometrów. Widok z mostu na Pianie był jednak warty każdej minuty spędzonej na trasie.
O 15:40 dotarłem do Anklam. Stąd czekało mnie jeszcze 100 km, więc musiałem utrzymać tempo powyżej 20 km/h, aby dotrzeć do domu przed zmrokiem. Po krótkim postoju ruszyłem dalej, przez ostatnie szutry, marząc o odpoczynku przy wieży widokowej na mokradłach Piany.
Do Bellin dotarłem o 18:00, z myślą o regeneracji. Pojawiły się już pierwsze oznaki zmęczenia, a myśl o kolejnych podjazdach budziła we mnie coraz większą niechęć. W końcu zdecydowałem się na skrót przez Dobieszczyn i Tanowo, mimo że droga była monotonna.
Po przejechaniu 240-250 km, rower przestał „sam jechać”. Około godziny 20:00 niebo nad horyzontem zaczynało ciemnieć, a ja miałem przed sobą jeszcze ostatnie 15 km do centrum Szczecina.
Mimo kilku potknięć i opóźnień, prawie udało mi się zrealizować mój plan. I choć mógłbym uniknąć niektórych przestojów, nie chodziło przecież o idealne wyrobienie czasu. Zyskałem jednak pretekst, żeby to powtórzyć – może w przyszłym roku, w czerwcu, gdy dzień będzie dłuższy? Może wtedy uda się jeszcze dorzucić do planu molo w Międzyzdrojach?




https://youtu.be/en5QQwclE6Y