Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2025

Dystans całkowity:428.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:13
Średnia prędkość:12.51 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:142.67 km i 11h 24m
Więcej statystyk

Ze Szklarskiej Poręby do Odra-Nysa

Piątek, 23 maja 2025 · Komentarze(0)
Który tu kraj wybrać w ustawieniach posta - skoro były trzy tego dnia...
No ale to nie jest / nie był największy problem tego jednego z najdłuższych rowerowo dni jakie przeżyłem do tej pory.

Kiedy ruszałem z Legnicy w stronę Szklarskiej Poręby, nie spodziewałem się, że ten wyjazd tak bardzo wymknie się schematom. W teorii: rower, trasa, trochę gór, kilka granic. W praktyce - kalejdoskop krajobrazów, historia wpleciona w każdy kilometr i wydawało by się, niekończące się wyzwania. Ale właśnie to dało mi największą satysfakcję - nie „gładka” jazda, a walka z niespodziankami i ten moment, gdy człowiek przejeżdża nie tylko kolejną górkę ale też odkrywa co jest za zakrętem - a za zakrętem nie jest po jego myśli - ale i ten "zakręt" objeżdża...

Drugi dzień wyprawy miał być trudny. Był bardzo trudny. Ale też niesamowicie intensywny. Góry Izerskie przywitały mnie łagodnym porankiem - a regeneracja zadziałała jak trzeba. Śniadanie, widok na szczyty i już byłem gotowy na 1330 metrów podjazdów. A potem było wszystko: łagodny asfalt, szutry, wypychy z rowerem, historie kolejowe, przemykające przez granicę ścieżki i niepewność, czy właśnie skręcam dobrze, czy zaraz wyląduję na czeskim zapleczu robót drogowych.

Kolej Izerska, Orle, Jizerka, roboty drogowe, źródło Nysy, problemy z początkiem czeskiej "dwudziestki", przebijanie się przez Liberec, uciekający czas, trójstyk granic...
Kiedyś bym pomyślał, że to zbyt wiele jak na jeden dzień na rowerze - a dzisiaj :) ...
... a dzisiaj po prostu podziliłem to na dwa filmy:
część górską, od Szklarskiej Poręby przez Góry Izerskie, granicę polsko-czeską, do źródła Nysy: https://youtu.be/RnUjSJ9WmVI
część biegnącą szlakiem Odra-Nysa z walką z czasem i przebijaniem się przez Liberec i nie tylko: https://youtu.be/c-VeuawuZSY















Z Legnicy do Szklarskiej czyli początek czegoś większego

Czwartek, 22 maja 2025 · Komentarze(0)
Po krótkiej przerwie w podróżach, wróciłem na trasę - i to z przytupem. Tym razem postanowiłem ruszyć w kierunku, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie - ku źródłom Nysy Łużyckiej i początkowi słynnego szlaku Odra-Nysa. Ale żeby nie było zbyt łatwo ;) zacząłem nie od trójstyku granic, tylko od górskiego prologu - przez Szklarską Porębę i Góry Izerskie. A pierwszym przystankiem na tej trasie była Legnica.
Dlaczego akurat tam? Po analizie połączeń wyszło, że najbardziej roweroprzyjazną opcją był pociąg Regio z przesiadką na KD w Zielonej Górze. Bez wieszaków, bez tłoku, z niezłym rozkładem. Z Legnicy do Szklarskiej Poręby miałem do pokonania tylko (albo aż) 90 km - co dawało przestrzeń na ciekawą eksplorację.
Wyjazd z samej Legnicy nie należał do najprzyjemniejszych - poza starówką miasto nie rozpieszcza rowerzystów. Udało mi się jednak wydostać możliwie mało ruchliwą drogą. Chmury od początku nie dawały mi spokoju, a radar na Zoom Earth podpowiadał, że będzie padać. I faktycznie - zaczęło mżyć gdzieś za okolicami Złotoryi.
Na szczęście płaska droga przez Nizinę Śląską pozwoliła mi nabijać kilometry w całkiem niezłym tempie. Po 20 km byłem już dobrze rozpędzony, ale wiedziałem, że prawdziwe podjazdy dopiero przede mną. I rzeczywiście - za Ostrzycą zaczęły się schody (czy raczej: serpentyny). Po pierwszym solidnym zjeździe do Wlenia zrobiłem sobie krótką przerwę – schronienie w autobusowej wiatce przyszło jak znalazł, bo mżawka zamieniła się w regularny deszcz.
Dalej były Pilchowice i słynna zapora – monumentalna, kamienna konstrukcja z początku XX wieku, która mimo szarej pogody zrobiła ogromne wrażenie. Chwilę odpocząłem, ale wiedziałem, że największe wyzwania dopiero nadchodzą. Przede mną był jeszcze m.in. kilkukilometrowy podjazd na Zimną Przełęcz.
Początkowo planowałem odbić z przełęczy na Bobrowe Skały i zejść serpentynami do Górzyńca. Jednak wciąż padający deszcz i niepewność co do jakości dróg zmusiły mnie do zmiany planów - postanowiłem zjechać asfaltem do Piechowic i zrobić objazd. I choć kusząco wyglądały możliwości podjazdu ostatniego odcinka pociągiem, to jednak - jak to często u mnie bywa - wygrała ciekawość. Chciałem sprawdzić „co jest za zakrętem” :D
Za zakrętem były jeszcze kolejne metry przewyższenia - i w końcu wypych przez leśny odcinek szlaku rowerowego. To był zdecydowanie fragment, który bardziej pasowałby rowerowi górskiemu (najlepiej elektrycznemu), a nie gravelowi z sakwami.
Do Szklarskiej Poręby Górnej nie udało mi się dotrzeć na planowaną godzinę 19:30 - o 19:50 byłem dopiero w Szklarskiej Dolnej, a do hotelu dotarłem tuż przed 21:00. Na szczęście pizzeria Habanero (chyba jako ostatnia) była otwarta do 23:00, więc zjadłem zasłużoną kolację, udało się jeszcze zrobić zakupy i... zacząłem się zastanawiać, jak przetrwam kolejny dzień - z planowanymi 135 kilometrami przez Góry Izerskie...


https://youtu.be/jMYxJAvKS6U

Asfaltami premium do klasztoru Chorin

Niedziela, 11 maja 2025 · Komentarze(0)
Ostatnio wybrałem się na nieco dłuższą rowerową wyprawę - taką prawdziwą, całodzienną, z przygodą i odpoczynkiem w jednym. Po serii lokalnych przejażdżek po Puszczy Bukowej i ogrodzie dendrologicznym w Glinnej, poczułem potrzebę zmiany klimatu. Postanowiłem więc odbić bardziej na południowy zachód - w stronę Chorin.
Plan był prosty: ominąć klasyczną trasę via Odra-Nysa i zamiast tego wybrać mniej oczywisty wariant, który pozwoliłby nie tylko przetestować nowe drogi, ale też uniknąć nudy jeżdżenia w tę i z powrotem tą samą trasą. Wyruszyłem wcześnie rano, choć - nie ukrywam - nie aż tak wcześnie, jak planowałem. 
Początek trasy prowadził przez Rosówek, a potem przez Neu Rosow i Rosow do Tantow. Już od granicy jechało się niemal idealnie - puste, gładkie asfaltowe drogi pozwalały rozwinąć skrzydła. 
Okolice Welse i Jamikow to dla mnie nowość — właśnie ten rejon chciałem lepiej poznać, planując ewentualną trasę Szczecin–Berlin–Szczecin. Sprawdzałem, które drogi są spokojniejsze, które bardziej uciążliwe. I tak przez Pinnow - miejsce z ciekawą historią militarną - dotarłem do Angermünde. 75 kilometrów za mną, a była dopiero dziesiąta rano.
Z Angermünde do Chorin prowadzą co najmniej trzy sensowne warianty. Postawiłem na wariant przez Schmargendorf i dalej przez Klein Ziethen, chcąc uniknąć bardziej uczęszczanej drogi L200. Niestety, sielanka skończyła się za Schmargendorf - najpierw płyty, potem bruk, a w końcu musiałem przeciskać się przez pole. 
Do samego Chorin dojechałem jednak L200 - uczęszczaną, ale stosunkowo bezpieczną.
Wreszcie, po 92 kilometrach jazdy, dotarłem do celu. Opactwo cystersów w Chorin - miejsce o niezwykle bogatej historii. Budowane od XIII wieku, zniszczone podczas wojny trzydziestoletniej i odrestaurowane w XIX wieku przez Karla Friedricha Schinkla. Obecnie znane nie tylko z gotyckiej architektury, ale też z festiwalu muzyki klasycznej „Choriner Musiksommer”, gdzie grywa między innymi Filharmonia Szczecińska.
Po zwiedzaniu nadszedł czas na odpoczynek - w zaciszu klasztornym zjadłem coś ciepłego, popijajać lokalnym piwem. Ceny? Jak na turystyczne miejsce - bardzo przystępne. 
Powrót był już bardziej „techniczny” - trasa do Odry przez Brodowin i dalej do szlaku Odra-Nysa, którym wzdłuż granicy jechałem aż do Mescherin. Ostatnie kilometry do centrum Szczecina - to już dobrze znana końcówka. Całość zamknęła się w okolicach 190 kilometrów.
Podsumowując: był to jeden z tych dni, kiedy wszystko się zgadza - pogoda, trasa, klimat. Chorin zdecydowanie warto odwiedzić, a przy okazji można przetestować sporo alternatywnych wariantów tras rowerowych w Brandenburgii.



https://youtu.be/2wKog88F8D8